10 lat, a może więcej. Do dekady przy ulicy Gazowej należy dodać jeszcze kilkanaście miesięcy spędzonych w nowej siedzibie. Wtedy, gdy Teatr Nowy zyskał w Krakowie i pojemną przestrzeń i tytularnego mecenasa. Kierowanej przez Piotra Siekluckiegoscenie udało się zarazem uniknąć rutyny. Pogodzić jątrzące pomysły z bardzo komunikatywną formą, wypowiedzi na aktualne tematy skierować zaś nie tylko na agitacyjne, ale i artystyczne tory. Nie trzeba przecież chodzić na Czarne Marsze, aby docenić ekspresję „Piekła kobiet”. Można odrzucać libertyńskie treści, a zdrowo śmiać się na „Niebezpieczeństwach onanizmu„. Nie mówiąc o sztukach takich jak „Samobójca„, stanowiących przykład rzetelnej adaptacji literackiej klasyki. Ten uniwersalizm cechuje także ostatnie przedsięwzięcie teatru. Koncert jubileuszowy, który z jednej strony – kopał prądem, z drugiej – dostarczał… wzruszeń.
… wzruszeń, których zapewne niejeden „wojujący” teatr by się wstydził. Ale to Nowy. Tu sam dyrektor lubi pośpiewać sobie na żywo, również te najbardziej znane pieśni, szlagiery, hity. Właśnie z takich samograjów ułożono program jubileuszowego koncertu. Jeśli ktoś oczekiwał schematycznego recitalu a’la aktorska Kraina łagodności, szybko dostał po oczach i uszach bardzo angażującym przekazem.
Koncert „3 x Nie: Niepodległa, Nieodległa, Niepodległa” zatem wzruszał. I nic na to nie dało się poradzić. Sieklucki zebrał utwory, które ilustrują ostatnie 100 lat rodzimej historii. „Szarą brygadę”, „Maki spod Monte Casino„, ale i „Arahję” Kultu, oczywiście śpiewano wcześniej na niezliczonej ilości imprez. Zakodowane w narodowym DNA piosenki, rzadko bywają jednak kojarzone w tak autorski szereg. Źródłem interpretacji jest tu przede wszystkim związana z muzyką kolektywna tożsamość. Czy chodzi o legionową chwałę, okupacyjną niedolę, komunistyczny dryl czy solidarnościowy etos, centralny punkt odniesienia stanowi zbiorowość poddana, oddana lub wydana pewnym ideom. One zaś niekoniecznie posiadają wyzwalającą moc.
Sieklucki przeplata piosenki cytatami z wielkich, pomnikowych literatów – Słowackiego, Norwida, Wyspiańskiego, Miłosza. To słowa wobec narodu krytyczne, wytykające uległość wobec toksycznych idei i grup nacisku (w tym kleru). Zapodane diabolicznym głosem, każą nieco inaczej spojrzeć na zawarte w piosenkach dziedzictwo. Zapytać o aktualność występującego w tekstach jednostkowego buntu i negacji rzeczywistości.
Tą lekcję historii można oczywiście rozpatrywać doraźnie, choćby szukając śladów rozrachunku z rządami PiS-u. Tyle, że podczas jubileuszu tak naprawdę nie chodziło o proste dowalenie opresyjnej władzy. Sieklucki wraz z obsadą koncertu dokonał małej inwentaryzacji samej polskości. Raz spolegliwej, raz gniewnej, ale prawie zawsze uwikłanej w jakieś beznadziejne scenariusze. Scenariusze, które wieńczy albo niewola albo krach idei albo powszechna niezgoda. To refleksja z gatunku dobijających, ale na tyle nośna, aby zadać ją odbiorcom z różnych stron barykady. O ile zechcą posłuchać.
Mimo mało optymistycznej wymowy, jubileuszowy koncert nie okazał się stypą. Piosenki otrzymały nowe aranżacje – na rockowy zespół, powiększony o sekcję dętą. Efektem była przeważnie ogłuszająca, motoryczna, utrzymana w klimacie lat 80. muzyka. Największe dla publiczności emocje niosły jedna chyba fragmenty stonowane. „Warszawo ma” w wykonaniu Katarzyny Chlebny i „Co się stało z naszą klasą” w interpretacji Janusza Marchwińśkiego, wyrażały rozpacz, zagubienie, nostalgię. Drugą stroną koncertu była wręcz punkowa zadziorność. Tu z kolei zwróciły uwagę: wykonany brawurowo i mocno ironicznie (w marszowym rytmie) przez Martę Saciuk-Sędzielarz „Umiłowany kraj” oraz wykrzyczane przez Anetę Wirzinkiewicz protest-songi „W moim kraju” i „Sorry, Polsko„.
Przy tego typu „Greatest hits” łatwo popaść w estradowy patos. Pewnie dlatego, dla odreagowania, jubileuszowy koncert miał niespodziewany, performatywny, potrząsający widzami akcent. Zapowiadała go już początkowa scena z orłem. Jego cień pojawił się później w dłuższej etiudzie, obrazującej bolesne uwięzienie, niemożność rozpostarcia skrzydeł, wreszcie totalną degradację. To właściwie odrębna miniatura happeningowa, za którą odpowiada Prince Negatiff. Przypomnienie, że w Nowym nie wszystko jest tak oczywiste, jakby się na początku spektaklu wydawało. Również w kontekście symboli narodowych.
Później na bis wybrzmiał jeszcze „Krakowski spleen„. Sieklucki i Chlebny w duecie przy wygaszonym świetle. Czekam na wiatr co rozgoni ciemne, czerwone zasłony… Oby tylko rozgonił wcześniej niż za 10 lat. Byle do następnego jubileuszu!
Premiera koncertu miała miejsce 29 września.