Kraków o historii Nowego

Wolność twórcza, którą daje Piotr Sieklucki, i rodzaj tajemniczej symbiozy wiążącej artystów zaangażowanych w rozmaite, nie tylko teatralne projekty Nowego, to rodzaj artystycznego cudu. O Teatrze Nowym Proxima w Krakowie pisze Iga Dzieciuchowicz w miesięczniku Kraków.

«Sieklucki przez wiele lat dokładał do teatru z własnej kieszeni, zadłużając się u znajomych i rodziny. Dziś Nowy ma imponującą siedzibę przy Krakowskiej 41, niezwykłego sponsora, postać zasługującą na osobny artykuł, i moc, której nie mają inne zespoły.

Anna Polony jest wściekła

W 2002 roku w piwnicach Alchemii widzowie ledwo znajdują wolny kawałek podłogi, by w kłębach dymu obejrzeć spektakl trójki studentów drugiego roku krakowskiej PWST. Piotr Sieklucki (Sieklu), Dominik Nowak (Demon) i Aneta Wirzinkiewicz (Whoopi) zapraszają publiczność do chałupy na podupadłej rosyjskiej wsi, by wspólnie świętować urodziny Grigi (Nowak). Spektakl na podstawie opowiadań Czechowa w niektórych kręgach zyskuje miano kultowego. Bohaterowie dużo piją, dużo wrzeszczą i tłuką się patelniami, a krakowska publiczność świetnie się bawi, prosząc aktorów o zorganizowanie kolejnych pokazów. Rekordziści oglądają Grigę po pięć, sześć razy. Wieść o spektaklu w piwnicy popularnej knajpy roznosi się szybko, przychodzą studenci, absolwenci i profesorowie szkoły teatralnej, wśród nich Anna Polony. Tuż po brawach wyprasza z sali Alchemii wszystkich gości i beszta młodych aktorów: – Czy wyście powariowali? To jest haniebne barbarzyństwo, a nie Czechow! Najgorszy sort kabaretu! Ja tego zabraniam!

– Anna Polony była naprawdę wściekła, a z naszej strony była to po prostu prowokacja, bunt wobec szkoły teatralnej. Na scenie zrobiliśmy wszystko, czego nam w zabraniano szkole – opowiada Piotr Sieklucki.

Grigę jednak pokochali wszyscy, spektakl był zapraszany na festiwale. W czasie jednego z wieczorów Edward Linde-Lubaszenko wyciągnął z portfela 5 tysięcy złotych i poprosił o przygotowanie drugiej części przygód Grigi. – Podobało mi się, że młodzi są butni, nie czekają, aż ktoś ich zauważy i zaprosi do współpracy, wzięli sprawy w swoje ręce i zrobili swój spektakl.

Na pokazach drugiej części Grigi znów było widać tłumy.

Gazowa 21

W 2006 roku do aktorów wyciąga rękę Janusz Marchwiński, barwna postać, słynny głos Radia Wolna Europa, przedsiębiorca i właściciel gejowskiego klubu Kokon na krakowskim Kazimierzu przy Gazowej 21. Marchwiński darzy teatr i środowisko artystyczne wielkim sentymentem – jego studia aktorskie w łódzkiej szkole teatralnej przerywa Marzec ’68. Młody Marchwiński wydostaje się z Polski pociągiem jadącym przez Wiedeń, a przypadkowe spotkanie z Bogdanem Pomorskim, korespondentem rozgłośni Radia Wolna Europa, na zawsze zmieni jego życie. Trafia pod skrzydła Jana Nowaka-Jeziorańskiego, który odkrywa jego dziennikarski talent. Wróci do Polski dopiero 25 lat później. Jego charakterystyczny głos rozpoznają nawet krakowscy taksówkarze.

Marchwiński wie, że Sieklucki marzy o własnym teatrze, jednak długo obserwuje grupę. Gdy słyszy, że reżyser Bogdan Hussakowski chce z nimi pracować, mówi: „To ja zrobię wam teatr!”. Słowa dotrzymuje. Przy Gazowej 21 jest nieużywana piwnica, którą robotnicy w cztery tygodnie zamieniają w salę teatralną. Będzie to siedziba teatru przez kolejne dziesięć lat.

Do zespołu dołącza młody krytyk Tomasz Kireńczuk, który zostaje dyrektorem artystycznym teatru, i Dana Bień – psycholożka i pracoholiczka, która siedzi nad projektami do późnej nocy. Dana i Kirek uważają, że spektakle to za mało, należy wyjść z teatru z praktycznymi działaniami, przynoszącymi realną społeczną korzyść. Wspólnie stworzą wyjątkowy projekt społeczny „60+ Nowy wiek kultury” poświęcony aktywizacji seniorów mieszkających w podkrakowskich gminach, a potem „Be Brave – młodzi w kulturze” przeznaczony dla nastolatków pochodzących z miasteczek i wsi.

Żółtym busem po nagrody

W Teatrze Nowym wiele się dzieje – pierwsze kroki stawiają tu aktorzy Tomasz Schuchardt, Tomasz Nosiński, Natalia Kalita, Katarzyna Maciąg, a także reżyserzy Iwo Vedral czy Radosław Rychcik. Z teatrem chętnie współpracują też aktorzy starszego pokolenia: Edward Linde-Lubaszenko czy Paweł Sanakiewicz.

„Versus” Rychcika, studenta ostatniego roku reżyserii krakowskiej PWST, ma świetne recenzje we wszystkich liczących się w świecie teatralnym tytułach. Ważne spektakle to „Pan Jasiek” , „Filozofia w buduarze według de Sade’a” w reżyserii Bogdana Hussakowskiego, „Amok. Moja dziecinada” Vedrala czy koncert „Moskwa Pietuszki”.

Odkryciem jest także realizacja kontrowersyjnego „Lubiewa” według powieści Michała Witkowskiego. Sieklucki długo szuka aktorów, którzy zgodziliby się na wulgarny język sztuki – w końcu znajduje: Paweł Sanakiewicz i Janusz Marchwiński. Spektakl powstaje za grosze, scenografię tworzą pozbierane od widzów niepotrzebne ubrania (w zamian za ciuchy można było obejrzeć dowolny spektakl za symboliczną złotówkę). Gdy zespół podjeżdża pod teatr rozklekotanym żółtym busem na słynny Festiwal Prapremier w Bydgoszczy, obok stoi wielki tir z warszawskiego Teatru Narodowego oraz ciężarówka Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego. Ochroniarze pytają:

– Panowie techniczni?

– Nie tylko! Jeszcze dyrekcja, aktorzy i scenograf!

– Aha… A scenografia gdzie?

– W reklamówkach!

Z Bydgoszczy wyjeżdżają z główną nagrodą.

Pogrzeb i zmartwychwstanie

W Międzynarodowy Dzień Teatru 2010 roku Teatr Nowy ogłasza własną śmierć – zawiesza działalność z powodu braku dotacji. – Dla teatru instytucjonalnego dodatkowe 50 tys. Zł to na przykład lepsza scenografia. Dla nas – być albo nie być – mówi Sieklucki. Koniec żywota Teatru Nowego opłakują europosłanka Joanna Senyszyn (obiecała głodować w Brukseli), Dariusz Gnatowski i Krzysztof Globisz. – To bardzo smutne, że znika ciekawa scena alternatywna. Wierzę, że ludzie odpowiedzialni za finansowanie kultury pomogą Nowemu. Brak dotacji dla Nowego to niedobry przykład dla młodych ludzi, którzy zobaczą, że wszelkie inicjatywy są zduszane, ubijane – mówi Globisz „Gazecie Wyborczej”, relacjonującej koniec działalności teatru.

Po publikacji „Gazety” dzieje się coś niespodziewanego – symboliczny pogrzeb Nowego wywołuje poruszenie w środowisku artystycznym, za teatrem wstawiają się widzowie, aktorzy i reżyserzy, dyrektorzy innych instytucji kultury i politycy. Do redakcji przychodzą listy od oburzonych czytelników, a w gabinecie Siekluckiego nie przestaje dzwonić telefon. Urząd Miasta Krakowa obiecuje wesprzeć teatr dotacją i pomóc w szukaniu sponsorów.

I udaje się.

Po wakacjach teatr ma w repertuarze nowe propozycje teatralne i projekty. Zmartwychwstaje w jeszcze lepszym wydaniu.

Teatr Nowy Proxima

W 2016 roku Sieklucki przez przypadek trafia na kolejnego dobrego ducha – Janusza Kadelę, przedsiębiorcę i filantropa, wspierającego czasami przedsięwzięcia, których nikt nie chce finansować. Zadziwia tym ludzi biznesu: „Na alternatywny teatr nikt z nas by tyle nie dał. A Kadela daje i jest szczęśliwy”. Dzięki wsparciu biznesmena teatr ma nową siedzibę przy Krakowskiej 41, w kamienicy należącej kiedyś do gminy żydowskiej. Budynek ma ciekawą historię – powstał z myślą o stworzeniu centrum kultury, ma salę teatralną, miejsce na spotkania starszyzny i pijalnię piwa, ale nigdy nie był użytkowany w założonym celu. Po stu latach odnalazł swoje przeznaczenie. Teatr Nowy Proxima zajmuje kamienicę w trzech czwartych. Na górze jest sala teatralna, w piwnicach klub Serce, jest też kawiarnia Literacka z wystrojem zaprojektowanym przez Łukasza Błażejewskiego, którą prowadzi Marchwiński. Organizowane są tu próby, czytania, spotkania, bankiety czy małe spektakle. – Płacimy tu czynsz jak za pięciogwiazdkową restaurację, bez pomocy moglibyśmy o tym miejscu tylko pomarzyć. A Janusz Kadela stał się kolejnym członkiem naszej teatralnej rodziny – mówi Sieklucki.

Sam Kadela wygląda jak nowojorski artysta i widać, że w Nowym dobrze się czuje oraz ma przyjaciół. – Niezwykłe jest to, że Janusz, jako jeden z niewielu polskich przedsiębiorców, sponsoruje żeński sport, siatkarki Trefl Proxima. Obecnie wszyscy odchodzą od wspierania żeńskich drużyn, bo na tym się po prostu nie zarabia. Dla Janusza to nie ma znaczenia – mówi Sieklucki.

Pyskaty dyrektor

Sieklucki przyznaje, że gdyby nie był tak pyskaty i rzadziej mówił, co myśli, teatr byłby dziś w innym miejscu i być może osiągnąłby więcej. – Są środowiska niechętne teatrowi. Dlatego, że nie zawsze trzymam język za zębami – mówi.

Niepokorny dyrektor otworzył puszkę Pandory, organizując tzw. aktorskie piątki, gdzie publikowano nagrania studentów PWST skarżących się na szkolną koterię i towarzyskie zależności.

Trudne czasy dla Nowego nadeszły też, gdy zespół nie otrzymał w terminie dotacji i nie wypłacał aktorom gaży. – Aktorzy pisali publiczne posty o tym, że Nowy nie płaci. Nie rozumieli, że te kilkaset złotych przy wypłatach dla kilkudziesięciu osób zamienia się dla nas w kwotę rzędu kilkunastu tysięcy, a na opóźnienie w otrzymaniu dotacji nie mamy wpływu. Mieliśmy problem z finansowaniem teatru przez prawie rok, a o mnie mówiono, że jestem cham. Ale konflikty artystyczne, personalne i światopoglądowe to część teatralnego świata – przyznaje.

Piękna artystyczna rodzina

Wszyscy artyści współpracujący z teatrem podkreślają, że Nowy to więcej niż teatr. – Choć spotykamy się w biegu i często na wariackich papierach, praca w Nowym to fantastyczne przeżycie. Wolność twórcza, zaangażowanie i rodzaj pozytywnego luzu dają artystom potrzebny oddech. Wszyscy są bez reszty oddani pracy, bo są tutaj dlatego, że chcą. Tworzymy piękną, artystyczną rodzinę – opowiada Iwona Kempa, reżyserka, której spektakl „Murzyni we Florencji” według Vedrany Rudan można oglądać w tym sezonie. Sieklucki mówi, że ma serce po lewej stronie. Widać to w repertuarze: sprzeciwem wobec rządowych planów zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej jest „Piekło kobiet” według tekstu Boya-Żeleńskiego. Tak aktualnego dziś „Piekła kobiet” próżno szukać w repertuarach innych teatrów. Tę wolność artystycznej wypowiedzi docenia Tomasz Schimscheiner. – 25 lat przepracowałem w teatrze instytucjonalnym, gdzie procedury administracyjne spychają twórczość na dalszy plan. Reformy teatru jako instytucji nie było od dekad. Takie miejsce jak Nowy, gdzie nikogo nie przytłacza biuro, było mi bardzo potrzebne. Mogę zorganizować próbę o każdej porze dnia i nocy, nikt nie pokazuje na zegarek. Mogę zaproponować, co chcę, otworzyć się bez obawy, że narażę się na śmieszność czy kogoś zniechęcę. Wyspiański pisał, że w teatrze trzeba uwolnić piorun. Ten piorun odczuwam tutaj – tłumaczy.

Sieklucki, który zazwyczaj dużo żartuje, całkiem poważnie mówi, że chce reżyserować i prowadzić swój teatr do końca. – Bez zębów i z pieluchą, to moje marzenie. I chciałbym mieć stabilizację w postaci stałej dotacji. Ludzi już mam i oni są moim prawdziwym skarbem – podsumowuje.

Rocznie Teatr Nowy Proxima odwiedza 60 tysięcy widzów!

**

Iga Dzieciuchowicz – teatrolożka i feministka. Współpracowała z „Didaskaliami”, „Notatnikiem Teatralnym”, „Gazetą Wyborczą” i portalem publicystyczno-społecznym „Polska Ma Sens”. Współautorka książki „Bartoszewski. Droga”. Na co dzień marketingowiec i dziennikarka „Codziennika Feministycznego”.»