Sorry, Polsko
Gorzko, gorzko w tej krainie Nic tak nie usypia kultury i nie uśmierca jej jak czas dobrobytu i zgody. Chcemy śpiewać o Polsce, jaką widzimy. Bawimy się słowem „niepodległość”. Przecież od stu lat dajemy dowody, że mimo najszczerszych chęci ciągle nie potrafimy tej niepodległości docenić i utrzymać – rozmowa z Piotrem Siekluckim, dyrektorem Teatru Nowego […]
Gorzko, gorzko w tej krainie
Nic tak nie usypia kultury i nie uśmierca jej jak czas dobrobytu i zgody. Chcemy śpiewać o Polsce, jaką widzimy. Bawimy się słowem „niepodległość”. Przecież od stu lat dajemy dowody, że mimo najszczerszych chęci ciągle nie potrafimy tej niepodległości docenić i utrzymać – rozmowa z Piotrem Siekluckim, dyrektorem Teatru Nowego Proxima.
«Małgorzata Skowrońska: Wielu znajomym algorytm Facebooka ułożył zdjęcia z wakacji i wyszło, że tylko protestowali. Tobie też?
Piotr Sieklucki, dyrektor Teatru Nowego Proxima: Schemat podobny, ale o dłuższej historii. Razem z Nowym protestujemy już od 11 lat. Na początku przeciwko nierównemu traktowaniu organizacji pozarządowych w konkursach grantowych, w których mocno liczy się staż funkcjonowania NGO-sa, więc „świeżynki” nie mają co liczyć na granty. Wojowaliśmy ostro, krzycząc, że artysta nie ma za co żyć, ogłaszając osiem lat temu strajk głodowy przeciwko polityce kulturalnej Platformy Obywatelskiej. Wydaliśmy nawet Manifest Kultury Obywatelskiej. Nigdy nie uciekaliśmy od przyznawania się do lewicowych poglądów. Nawet teraz. Nie lawirujemy i nie walczymy tylko o siebie i dla siebie. Zawsze zapraszaliśmy lewicujących artystów i polityków. To u nas po raz pierwszy Anna Grodzka miała spotkania z wyborcami. Taka postawa odbiła się na nas za rządów Platformy: dostawaliśmy po łapach finansowo, a ówczesny minister kultury Bogdan Zdrojewski przy jakiejś okazji wspomniał o „bełkotliwym manifeście Nowego”. Od początku byliśmy prowokujący, ale uczciwi wobec siebie i swoich przekonań. Obserwując ludzi dziś, jest to bardzo trudne, bo nawet w naszym środowisku artystów każdy przedkłada interes własny nad przekonania i idee. Dlatego nie po drodze mi już z takim środowiskiem.
Jeśli kiedyś, kiedyś, za siódmą górą i rzeką lewica dojdzie w Polsce do władzy, też będziecie protestować?
– Wtedy zapiszemy się do PiS… Tak dla zasady, żeby zawsze być w kontrze. Oczywiście żartuję! Ale z drugiej strony nic tak nie usypia kultury i nie uśmierca jej jak czas dobrobytu i zgody. Co do lewicy, to spokojnie, taki scenariusz nam nie grozi, bo w Polsce nie ma lewicy. Ta część sceny politycznej nie potrafi się zjednoczyć. Tu każdy chce być liderem i ciągle toczą się walki o przywództwo. Cokolwiek złego by powiedzieć o prawicy, to przynajmniej wie, kto rządzi, w imię czego i jakich, swoich wewnętrznych, zasad. Ważne są gesty solidarności. To one dają przetrwanie. Próbujemy w naszym teatrze o tym mówić, nieustannie organizując spotkania, debaty i literackie spory.
Widz w Nowym nie odetchnie.
– Nie odetchnie, bo wciąż zamierzamy podejmować trudne tematy. W „Piekle kobiet” na podstawie felietonów Boya-Żeleńskiego oddajemy głos w sprawie kobiet, którym rząd odbiera prawo do samostanowienia. Powstał świetny, ale trudny spektakl, co przekłada się na większą pracę dziewczyn z organizacji widowni, bo to nie Teatr Komedia. Z drugiej strony zauważam, że ludzie są już zmęczeni polityką i w teatrze chcą przeżyć coś dobrego, więc teatr musi też wzbudzać pozytywne emocje. Może z teatrem jest jak z Kościołem, nie lubimy, gdy zbyt głośno i ostentacyjnie mówi się o polityce. Trudno dziś o widza na spektakle zaangażowane. Ale my nie możemy przestać mówić o tematach, które nas irytują czy złoszczą. Ważne jest, że widz do nas przychodzi po coś, nie tylko się pośmiać, ale też coś przeżyć. Owacje na stojąco przy ostatnich festiwalach mówią nam, że warto mierzyć się z polskimi demonami.
Jesteś zmęczony Polską? Stąd ta krzycząca czerwień plakatu do najnowszej premiery „3 x Nie. Nieodległa. Niepoległa. Niepodległa”?
– Wściekły, zmęczony i chciałbym tę frustrację wykrzyczeć. Pomyśleliśmy w Nowym, że skoro mamy świętować dziesięciolecie istnienia teatru i rok w siedzibie przy Krakowskiej 41, to trzeba to zrobić po naszemu.
Po waszemu? Czyli nie będzie – jak to w Krakowie – tronu dla dyrektora, okolicznościowych mów i gratulacji?
– Nasz jubileusz chcemy opowiedzieć o Polsce piosenką. Chcemy śpiewać o Polsce, jaką widzimy. Bawimy się słowem „niepodległość”. Przecież od stu lat dajemy dowody, że mimo najszczerszych chęci ciągle nie potrafimy tej niepodległości docenić i utrzymać. Gorzka jest nasza historia. To dlatego śpiewamy piosenki kontestujące rzeczywistość i w ten sposób opowiadające o Polsce.
Sięgnęliśmy sto lat wstecz po piosenkę Legionów i Szarej Piechoty, a potem idziemy aż do współczesności. Przez wojnę, piosenki o Warszawie, czarne czasy PRL-u, gdy Janek Wiśniewski padł, aż po czasy po przełomie w ’89 i na przykładzie Kazika Staszewskiego budujemy nową Polskę. Chcieliśmy skończyć spektakl piosenką „Coście, skurwysyny, uczynili z tą krainą”, ale utwór okazał się aranżacyjnie za trudny. W końcu zdecydowaliśmy się na „Sorry, Polsko” Marii Peszek.
To spektakl edukacyjny?
– Nie boję się tego powiedzieć, ale chyba tak; z drugiej strony pozwalający też odreagować tę naszą trudną polskość. Na przykład ’68 rok i haniebny antysemicki czas. Mocno będzie, bo Janusz Marchwiński zaśpiewa „Naszą klasę” Kaczmarskiego. Janusz w tamtym czasie musiał uciekać z Polski. Miał szczęście o tyle, że przygarnęło go Radio Wolna Europa. Aranżacje wszystkich piosenek nie są grzeczne: sekcja dęta i metalowa. Będziemy wyświetlali też cytaty z Norwida, Słowackiego, aż po Miłosza.
I zadzwoni minister Gliński: Sieklucki, co wy tam Polskę szkalujecie!
– Zaprosiliśmy ministra Glińskiego. Nie demonizujmy już. Może przyjedzie. Nie robimy tego spektaklu z ministerialnych środków, a powinniśmy, bo to spektakl mocno patriotyczny. Pomogło nam, jak zwykle, Miasto Kraków. Co do koncertu, to może ktoś przy piosenkach przypomni sobie, że też byliśmy i jesteśmy uchodźcami. Syria wygląda dziś jak Warszawa w 1944 r. Po wojnie moja już ponad 90-letnia babcia jechała cztery tygodnie w bydlęcym wagonie razem z całą wsią, w brudzie, mrozie i chorobach; jechała z terenów obecnej Ukrainy na Zachód. Wysadzili ich gdzieś pod Wrocławiem i kazali zajmować poniemieckie domy. Ona też była uchodźcą, więc i ja jestem.»