W teatrze jest uważana za specjalistkę od duszy ludzkiej, dotychczas nie podejmowała tematów politycznych. Tym razem krzyczy na temat podziałów i miejsca kobiet w społeczeństwie. W najbliższą sobotę, 4 listopada w Teatrze Nowym w Krakowie Iwona Kempa wystawi „Murzynów” na podstawie tekstu chorwackiej pisarki Vedrany Rudan. Tuż przed premierą w krótkiej rozmowie opowiada o spektaklu, inspiracji i o tym czego dziś pragną kobiety.
Anna Donabidowicz: O czym jest spektakl „Murzyni”?
Iwona Kempa: Rudan w „Murzynach we Florencji” opisuje świat po ostatniej, bałkańskiej wojnie, udziela głosu kilku pokoleniom chorwackiej rodziny. Każdy z własnej perspektywy mówi o swoim życiu. Pod powierzchnią każdej z tych opowieści drzemie koszmar czasu, kiedy ludzie żyjący do tej pory obok siebie stali się swoimi śmiertelnymi wrogami, ponieważ ktoś im wmówił, że ten po drugiej stronie jest zły i zasługuje na śmierć. Rudan pokazuje, co wojna robi z ludźmi i jak wojnę widzą kobiety. To głównie im Rudan udziela głosu. Kobiety różnych pokoleń przedstawiają własny punkt widzenia wojny i życia po wojnie. To zupełnie inna perspektywa, to jest herstoria, a niehistoria.
AD: Czym się różni punkt widzenia kobiet?
IK: W tekście Rudan możemy posłuchać babci, matki i córki. To trzy różne spojrzenia, trzy różne doświadczenia i perspektywy, łączy je jedno wspólne przekonanie ,że wojnę wywołują mężczyźni. Kobiety widzą katastrofę, dostrzegają manipulacje patriotycznymi hasłami, które ułatwiają wysyłanie mężczyzn na rzeź. Jedna z kobiet mówi: ojczyzna jest zabawką w rękach małej grupy wielkich rozbójników, ale mężczyźni tego nie rozumieją. Kobiety u Rudan widzą zgliszcza i wiedzą, że ciężar tworzenia nowego życia spoczywa na ich barkach.
AD: Powtarza Pani za Rudan, że trzeba krzyczeć, czyli to nie przypadek, że akurat teraz sięga Pani po ten tekst?
IK: Teksty przychodzą do mnie wtedy, kiedy powinny przyjść, spotykam się z nimi jak z ludźmi. Jeżeli coś mi nie daje spokoju, czuję, że powinnam się tym zająć. To, co nas teraz otacza i to, jak ja na to reaguję koresponduje z tym, co pisze Rudan… albo odwrotnie, w Rudan odnajduję przestrzeń do tego, żeby wypowiedzieć to, co jest dla mnie ważne tu i teraz.
AD: Więc dlaczego akurat teraz „Murzyni” Rudan?
IK: Rudan mnie intrygowała od dawna. Mówi coś bardzo ważnego o istnieniu kobiet w świecie mężczyzn. W większości tekstów krzyczy i wyraża coś, co było bardzo długo tłumione, niewyrażone. Daje głos tym, które do tej pory wypowiedzieć się nie mogły. Sytuacja bohaterek Rudan jest pokrewna z tym ,co się dzieje dzisiaj z kobietami w Polsce i jak się okazuje również na świecie. Kobiety zaczynają mówić, krzyczeć, protestować, walczyć o prawo do godności i niezależności.
AD: Czyli to jest nawiązanie do aktualnych wydarzeń w naszym kraju?
IK: Tak, dla mnie Rudan jest jak przestroga, jak krzyk o opamiętanie, jak wielki antywojenny i anty-militarny protest przeciw jakiejkolwiek wojnie, wojsku, tzw. bohaterstwu i wszystkim tym pustym, ojczyźnianym hasłom, za którymi kryje się śmierć. To jest opowieść o świecie, który przeżył katastrofę dlatego, że został podzielony i dlatego, że wzbudzono w ludziach pogardę dla tych, których nazwano śmiertelnymi wrogami ojczyzny. Jeżeli ktoś uparcie buduje w nas lęk przed Innym, zarządza naszym strachem, wzmaga ten strach, a jednocześnie wmawia, że wyłącznie po naszej stronie jest dobro i prawda, a Inny jest dla nas zagrożeniem, z którym należy walczyć, to pcha nas ku przepaści. Porażająca u Rudan jest świadomość, że ludzie ulegli manipulacji, w której ktoś im wmówił, że sąsiad za ścianą jest ich wrogiem i ,że mają z nim prawo zrobić co chcą-poniżyć, zgwałcić, zabić. Rudan uświadamia ,że na wojnie każdy, poddany jej okolicznościom, był zdolny do najgorszych, niewyobrażalnych zbrodni.
AD: Sztuka ma coś wspólnego z polityką?
IK: Do tej pory myślałam, że nie. Jestem reżyserem, który unikał polityki. Zawsze mi się wydawało, że moja perspektywa jest związana z psychologią i filozofią. Szukałam tego, co w naturze ludzkiej uniwersalne, ponadczasowe. Interesował mnie teatr egzystencjalny, bliskie relacje, intymność, duchowe rozterki człowieka, ale teraz to się zmieniło.
AD: Co było Pani celem przy tworzeniu tego spektaklu?
IK: Dać głos tym, którzy w pewnych sferach głosu nie mają. Wykrzyczeć wściekłość, gniew i pokazać jak konflikty między ludźmi są bezsensowne. Prowadzą do przemocy, której w pewnym momencie nie można już zatrzymać. Ten spektakl jest jak wielki krzyk przerażenia tym, do czego może doprowadzić konflikt.
AD: Czy podaje Pani na to jakąś receptę?
IK: Nie, próbuję pokazać jakiemu rozbiciu uległa rodzina w czasie konfliktu. W jakiej rozpaczy żyją ludzie i jak kobiety próbują ocalić wartość życia i podnieść się po tym wszystkim. Pokazuję jak po katastrofie, mężczyźni są zdruzgotani, a kobiety próbują się z tego pozbierać.
AD: Kobieta jest u Pani pokazana jak heros?
IK: Tak, bez złudzeń i bardzo ostro. Kobieta, która jest zbuntowana odbija się od dna rozpaczy po to, żeby zawalczyć o prawo do szczęścia, godności, szczęśliwego życia, wolności i samostanowienia.
AD: Zatem czego pragną kobiety te u Rudan i te współczesne, na ulicach?
IK: Dobre pytanie, po pierwsze kobiety nie są jednością, są bardzo różne i pragną różnych rzeczy. Można by powiedzieć, że w świecie urządzonym przez mężczyzn, szczególnie tych u władzy we wszelkich możliwych mundurach, mundurkach i uniformach, pragną wolności, ale co to konkretnie znaczy? Współcześnie kobiety potrzebują dojść do głosu, być głosem, a właściwie głosami, w które powinniśmy się wsłuchać i uświadomić sobie, że każdy jest inny i każda z nas może i ma prawo mieć inne pragnienia, które powinna móc spełniać.