Tu Wolna Europa
Można powiedzieć, że dzisiejsze społeczeństwo już nie pamięta, zapomina lub próbuje nie pamiętać. Jedni nie pamiętają, bo nie mają, czego. Drudzy zapominają, bo są to dla nich zbyt odległe czasy. A jeszcze inni próbują nie pamiętać, bo przynosi im to ból. Ja urodziłam się już w pokoleniu, które nie pamięta. Wszystkie informacje na temat powojennej Polski mam z książek, filmów czy zasłyszanych opowieści. Większość już nawet nie pamiętają, że to 25 lat temu odbyły się pierwsze wolne wybory, a gdzie tam mieliby pamiętać o Radiu Wolna Europa, które dzisiaj jest już tylko mglistym wspomnieniem. Naprzeciw historii i „utracie pamięci” wyszedł Janusz Marchwiński scenarzysta sztuki Tu Wolna Europa – opowiedział o słynnym radiu tak jak pamięta to on.
Ale od początku… Radio Wolna Europa powstało w Nowym Jorku z połączenia Radia Wolna Europa i Radia Swoboda. Obecnie siedziba radia mieści się w Pradze, a dokładniej w dzielnicy Hagibor. Pierwsza audycja została nadana 3 maja 1952 roku o godzinie 11:00 – trudno powiedzieć jaka była wtedy pogoda czy padał deszcz czy świeciło słońce, ale jedno jest pewne, był to wielki dzień dla wielu narodów, które po II Wojnie Światowej znalazły się pod dyktaturami władz.
Powołanie do życia Radia Wolna Europa miało jeden cel: zrzeszyć polityków, dyplomatów i dziennikarzy przebywających na emigracji „z jakiś powodów” i dać im swobodę wyrażenia swojego zdania, wyrażania swoich myśli i uczuć na tematy polityczne, które dotyczyły bloku socjalistycznego. Osoby pracujące w radiu nie miały łatwego życia, uważane za „wrogów ludu” byli szykanowani przez Służby Bezpieczeństwa, które preparowały donosy. Pogróżki i zastraszanie stały się dla nich chlebem powszednim. Audycje nadawane przez Radio Wolna Europa również łatwego życia nie miały – były zagłuszane przez SB. Nigdy jednak nie mogli oni zakłócić wszystkich audycji, więc ludzie wytrwale słuchali. Czasami rozumiejąc, co dziesiąte słowo, ale ich pragnienie usłyszenia tego, co dzieje się naprawdę było silniejsze niż próby służb.
Radio Wolna Europa nadawało swoje programy także w Polsce – Polska sekcja istniała w latach 1952 – 1994, a w czasach PRL-u była najczęściej słuchaną i jednocześnie najczęściej zagłuszaną stacją. Polski odłam RWE chciał odbudować nadzieję i wiarę społeczeństwa polskiego. Dziś po dwudziestu latach od zakończenia nadawania radia w Polsce pamięć o nim się zatarła. Stało się ono zbyt odległe, zbyt nieznane, zbyt zapomniane.
Janusz Marchwiński wcielając się w rolę scenarzysty napisał sztukę opartą na własnych wspomnieniach, przeżyciach, przemyśleniach opowiadającą o losach pracowników Radia Wolna Europa. Nie zapomniał przy tym wspomnieć o swojej własnej historii, która połączyła go z radiem. Wszystkie te historie połączone są wspomnieniami o ówczesnym społeczeństwie. Większość z nich po prostu emigrowała z kraju. Podczas spektaklu słyszymy: Gdzie się podziała cała moja klasa? – po czym aktor sam udziela sobie odpowiedzi na pytanie opowiadając powojenne losy swoich znajomych. Niektórym dobrze się powiodło poza granicami kraju, inni poza tymi granicami zmarli (i zostali pochowani w obcej ziemi). Z niektórymi się spotkał, a z niektórymi już nie. Najbardziej bolesna w tym wszystkim jest właśnie ta tułaczka. Ale tego jak jest na emigracji nie wie nikt dopóki sam jej nie przeżyje. Nikt nie wie jak to jest się pakować na emigrację dopóki sam tego nie będzie robił.
Każda z historii opowiedzianych przez Janusza Marchwińskiego jest równie poruszająca, co zabawna i śmieszna. Radio Wolna Europa zrzeszało różne osobowości i różnymi stopniami sympatii te osoby się darzyły – razem jednak tworzyli całość. Tworzyli jeden twór, który miał nieść wolność. Jedyną pamiątką, jaka pozostała Januszowi Marchwińskiemu po pracownikach radia to zwykła kartka papieru z podpisami dziennikarzy, jaką dostał w prezencie ślubnym (kto wybierze się na spektakl również otrzyma taką kartkę, która skopiowana jest na ulotce reklamującej spektakl).
Janusz Marchwiński nie był jedynie scenarzystą spektaklu Tu Wolna Europa, ale również wcielił się w aktora odtwarzającego swoją własną historię. Wątki autobiograficzne, jakie znalazły się w spektaklu odegrały w nim ważną rolę. Dowiadujemy się z nich chociażby tego jak sam scenarzysta trafił do radia, skoro nigdy o tym nawet nie myślał – chciał przecież zostać aktorem. To tylko jeden wycinek z całej lawiny historii, które można usłyszeć w spektaklu – a usłyszeć je warto.
Aktora na scenie widzimy w eleganckim garniturze, który prowadzi nas po historiach pracowników Radia Wolna Europa niczym najlepszy prezenter programu rozrywkowego. Z elementami humoru, dreszczyku emocji i ciekawymi zabiegami scenicznymi (historia o Rzymie – wygrywa). Do tego wszystkiego muzyka: skrzypce, pianino i wiolonczela – czegoż można więcej chcieć na scenie. Muzyka skomponowana przez Łukasza Laxy wpisała się do spektaklu idealnie. Poszczególne historie zaakcentowane dźwiękami „żywej muzyki” i piosenkami w wykonaniu Janusza Marchwińskiego wywoływały ciarki na ciele – mam nadzieje, że nie tylko na moim. I gdybym miała wybrać moment w spektaklu, który najbardziej mi się podobał to byłyby to wszystkie te momenty, w których zagrały instrumenty. Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie tego spektaklu bez dźwięków muzyki; straciłby swój urok, wdzięk, emocje, jakich dostarczał. Od scenografii przy takim muzycznym połączeniu wymagać więcej niż było nie należy, bo gdyby tutaj dołożyć chociażby jeden element więcej to wszystko straciłoby swój wyraz.
Spektakl Tu Wolna Europa w dużej mierze oparty był na nagraniach czy to z archiwum Radia Wolna Europa czy były to autentyczne nagrania osób pracujących w radiu. Słuchając tego wszystkie poczułam żal, że „my” już o tych wydarzeniach w ogóle nie pamiętamy. Nie jesteśmy sobie nawet w stanie wyobrazić jak to było słuchać ciągle zagłuszanego radia. Jak to było słuchać radia, które jest jedynym nośnikiem „prawdy”. Po premierze spektaklu Tu Wolna Europa Janusz Marchwiński otrzymał odznakę Honoris Gratia, odznaczenie to przyznawane jest przez Prezydenta Miasta Krakowa osobą zasłużonym dla Miasta.
Ligia Ligęza